Doszliśmy jak widzę do takiego wniosku: w Polsce i nie tylko, brakuje skutecznego nauczania ludzi odrzucania ambicji na bok.
Ludzie stawiają sobie cel - jak najszybciej stać się najlepszym. Napier...ć do upadłego. "Jak najszybciej" koduje w mózgu informację, jakoby czas był mocno ograniczony, więc trzeba "wznieść się ponad swoje możliwości". Jak wiadomo, to prowadzi do kontuzji.
No to teraz ogarnijcie tą różnicę. Mój cel: mam 21 lat z 2 m-ce, przed 30 rokiem życia chciałbym być jednym z najlepszych boulderowców w Polsce. Dekada na osiągnięcie celu, brak presji czasu! Kiedy widzę, że zrobienie czegoś łatwego mnie boli i może skontuzjować, to odkładam ambicje na bok i tego nie robię. Wiem, że umiem to zrobić, ale jeżeli mam się skontuzjować przy tym, to na razie podziękuję.
Do tej pory obyłem się bez kontuzji, raz tylko skręciłem nogę niefortunnie spadając. Za to żadnego ścięgna w palcu sobie nie rozwaliłem, bark mam dalej cały jak zawsze i zdrowy, łokcie są w dobrej kondycji. I ja wiem, że jakbym miał takie parcie jak "przeciętniacy" na jak najszybszy progres, to już dawno bym sobie coś zerwał. Z miesiąca na miesiąc czuję duży postęp i porównuję się tylko do siebie. Bez rywalizacji.
Więc moim zdaniem, podstawową rzeczą, jaką należałoby wbić w łby ludziom jest:
1) Porównywać siebie jedynie do siebie z przeszłości, a silniejszych brać na wzór, a nie konkurencję (w ten sposób i tak się kiedyś stanie dla nich konkurencją)
2) Osiągnięcie czegoś w sporcie to nie jest 2-3 lata napi...a jak głupi, dobrą kondycję i umiejętności wyrabia się latami. Moim okiem 6-8 lat to minimum do stania się kimś, kto może się nazwać niesamowicie wysportowanym w danej dyscyplinie. Jeżeli coś grozi kontuzją - darować sobie tymczasowo, w końcu czasu jest bardzo dużo, a kontuzja to wypadnięcie z obiegu na dłużej.
Do czego dążę?
Crossfit organizuje zawody "dla początkujących" i inne. Ludzie wydają w cholerę kasy na crossfit, więc zależy im na wygraniu takich zawodów i odzyskaniu części wydanych pieniędzy. I tutaj wchodzi właśnie to niezdrowe parcie przez czas.
Dlatego uważam, że crossfitowcy, ze względu na dużą intensywność i ilość "repsów" powinni uwzględnić to. Powinno to wyglądać tak, że są mistrzostwa krajowe, kontynentalne, światowe. Tutaj mielibyśmy nagrody , przy czym krajowe byłyby bardzo niskie. Mistrzostwa wojewódzkie, miastowe i wewnątrzklubowe powinny pozbyć się jakichkolwiek nagród. Nagrodą jest tutaj satysfakcja z postępów. Poważne nagrody są dla tych, którzy latami regularnie trenują swój sport i zasłużyli na to ciężką, regularną i przemyślaną pracą nad swoją formą.
W ten sposób ludzie z parciem na hajs straciliby motywację do przeciążania swoich stawów i ścięgien. A nagrody dostawaliby Ci, którzy na prawdę coś zrobili w każdym aspekcie: technicznym, siłowym, psychicznym i intelektualnym.
Po drugie, trenerzy powinni uświadamiać i często przypominać podopiecznym, że trening robi się cały, od początku do końca wg planu czy też zaimprowizowanego planu, ale jest jedno odstępstwo. Trening albo jedno ćwiczenie przerywamy, gdy jakiś staw czy ścięgno grozi kontuzją. A to na prawdę czuć i da się przewidzieć. Zrobienie czegoś do końca i załatwienie się na pół roku nie jest imponujące, jest żenujące. Umieć przystopować kiedy trzeba, to jest postawa godna naśladowania.
Crossfit jest okej, ale trzeba znać swoje ciało i wiedzieć na co możemy sobie pozwolić.