Ocena wątku:
  • 0 Głosów - 0 Średnio
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5

O diecie obszernie i niesztampowo
#1

Jestem w tej chwili "na fali" pisania na forum, mam wreszcie trochę wypoczynku i robię właśnie fajny trening. Krótko mówiąc, mam motywację do napisania postu, który powinienem napisać już dawno. O diecie.

Jest to temat, który wydaje się bardzo prosty. Wydaje się taki tym bardziej, że w społeczeństwie na co dzień napotykamy na miliardy różnych informacji na temat diety. Reklamy wciskają nam najróżniejsze "fakty", tworzone zależnie od tego, co jest potrzebne, aby dany produkt się sprzedał. W sklepie dowiemy się, że dany artykuł jest zdrowy, bo to, to i to. Odchudzający znajomy powie, że w odchudzaniu pomógł mu taki i taki sposób. Budujący mięśnie wyzna swoją sztuczkę. Koleżanka zauważy, że to i to.
Co za tym wszystkim idzie, w społeczeństwie panuje tragiczna wprost dezinformacja. Informacje można zdobyć w banalnie prosty, wręcz karygodnie prosty, sposób, przez co są one tragicznie niskiej jakości. Osoby zakręcone na punkcie odżywiania z reguły nie mają zielonego o nim pojęcia, a znają tylko garść ciekawostek. Orzechy są zdrowe. Owoce mają dużo witamin. Białko jest dobre. Tłuszcze nasycone nam nie służą. Tłuszcze roślinne nam służą.
Tak? NIE! Prawie wszystkie te ciekawostki nie dają biednym, przekonanym o swojej wiedzy i, co gorsza, nieomylności, ludziom-"znawcom" żadnej PRAWDZIWEJ wiedzy o odżywianiu.
Czemu?


Czemu ludzie nie rozumieją niuansów diety?
Bo nie wiedzą, że trzeba ją traktować jako całość. Jako całość makro i jako całość mikro. Krótko mówiąc, nie da się wyizolować pokarmu i powiedzieć: on jest niezaprzeczalnie zdrowy. W jednej sytuacji on może być zdrowy, w innej nie. Naukową podstawą zrozumienia diety jest biochemia. Bez podstawowej wiedzy chemicznej ciężko będzie osiągnąć zaawansowanie w "czuciu" diety. Z kolei z zaawansowaną wiedzą biochemiczną wiele rzeczy stanie się dużo prostszych, dostrzegalnych natychmiast.
Zasadniczo społeczeństwo biochemii nie zna... chemii też, niestety, nie. To też jest powód nierozumienia odżywiania ze względu na nierozumienie zależności jednych składników i substancji od drugich.
Rzecz pierwsza: Dieta to całość i jako całość trzeba ją rozpatrywać. Aby zrobić to właściwie, należy często przybliżyć poszczególne jej elementy, czasem nawet bardzo.


Jemy - po co?
Żeby żyć! Proste?
Nie, jasne że nie. Przecież jeśli zapytałem, czy proste, to wiadomo, że nie może być proste. Bo życie to dążąca do nieskończoności ilość procesów, które poznaliśmy tak naprawdę w bardzo dużym przybliżeniu.
Człowiek nie jest samowystarczalny - co oznacza, że wiele, a nawet większość, tych procesów nie jest w stanie wykonywać się sama. Dochodzi do strat energii oraz różnorakich substancji. Dochodzi też do stopniowej degeneracji organizmu. Te trzy kwestie, jeśli rozwiniemy bardzo dokładnie, pozwolą nam zrozumieć, po co dokładnie przyjmujemy pokarm. Rozwińmy je zatem chociaż trochę.

1. Energia - potrzebna człowiekowi. No po prostu potrzebna. To każdy rozumie intuicyjnie. W naturze (przynajmniej w świecie makroskopowym, fizyka kwantowa, jeśli się nie mylę, tę sprawę JAKBY komplikuje) nie może stać się samorzutnie. Żeby funkcjonować, potrzebujemy energii. To ona pozwala nam na podtrzymywanie procesów życiowych oraz... normalne funkcjonowanie, zatem myślenie, trening, pracę, poruszanie się, rozmawianie. Człowiek posiada bardzo skromny zapas energii w postaci glikogenu oraz mniej skromny zapas energii w postaci tkanki tłuszczowej. Mimo to, aby przeżyć musimy dostarczać ją wraz z pokarmem. Surowce pozwalające nam na produkcję energii to tłuszcze, węglowodany i białka. Te ostatnie to ostateczność. Białka NIE SĄ dla człowieka domyślnym surowcem energetycznym.
Tworzenie energii, zatem spalanie surowców jest uwarunkowane przez rodzaj surowca ORAZ obecność innych substancji. Oznacza to, że węglowodany będą spalane inaczej w obecności tłuszczy, a inaczej bez tej obecności.
Rzecz druga: Proces tworzenia energii nie jest jednakowy dla wszystkich sytuacji. Zależy od substancji, z której tworzona jest energia oraz obecności innych substancji.

2. Inne substancje - czyli ogromne ilości najróżniejszych związków oraz pierwiastków chemicznych. Kwasy, zasady, węglowodory, estry, minerały, metale, substancje,... Oraz nieskończona ilość miksów tego wszystkiego. Woda to substancja, zawierająca pierwiastki chemiczne, z których niektóre są metalami, a czasem zawierająca także krzemionkę, czyli tlenek. I tak dalej.
Wszystkie te substancje jakoś na człowieka wpływają. Niektóre są do życia niezbędne, bez innych jakoś sobie poradzimy. Organizm ludzki ma niewyobrażalne zdolności do adaptacji, zatem przez jakiś czas poradzimy sobie nawet bez tych niezbędnych. Ale jak pompa sodowo-potasowa (hormon) nie będzie miała czego transportować, to dobrze nie będzie.
Wszystkie procesy w naszym organizmie zużywają minerały. Tworzenie energii zużywa minerały, tworzenie skurczów zużywa minerały, tworzenie impulsów nerwowych też minerały zużywa. W organizmie równowaga musi być - zjesz coś bardzo kwaśnego, to organizm wykorzysta substancje o odczynie zasadowym, żeby to wykorzystać. Stracisz tym samym aniony. To wszystko trzeba dostarczyć.
Niektórzy twierdzą, że minerały i te wszystkie najróżniejsze substancje są dla nas dużo ważniejsze od energii. Ciężko powiedzieć... ale faktem jest, że mogąc jeść ile wlezie, ale tylko sacharozy (biały cukier, C12H22O11) umrzemy. Energia to nie wszystko. Człowiek to całość.

3. Stopniowa degeneracja organizmu - proces zachodzący dla każdego człowieka. Tu dieta ma olbrzymie znaczenie. Wyodrębniam ten aspekt, ponieważ dostarczenie energii i minerałów nie gwarantuje nam pełni zdrowia. Oczywiście i tak nic nie gwarantuje nam pełni zdrowia, bo tak czy inaczej organizm się degeneruje. Jedząc, bardzo powoli się zabijamy - w uproszczeniu - wszystkie procesy mają pewną dokładność. Kiedy tworzymy energię, to po części uda nam się to zrobić idealnie, bez żadnych strat, a po części - nie. Ta nieudana część sprawi, że utworzą się pewne związki, które utworzyć się nie powinny, zabiją jakieś komórki, inne zmutują, inne zdegenerują.
To się odbywa w naszym ciele ciągle, stale. Na szczęście człowiek posiada zdolność do regeneracji i jest się w stanie naprawiać. Do czasu. Bo zdolność do regeneracji... też się degeneruje.
Jak możemy te procesy wspomagać? Oczywiście - dietą. Stąd osławione przeciwutleniacze, o których mówią wszyscy, a które rozumie tak mało osób. (Niektórzy nawet nie wiedzą, że to to samo, co antyoksydanty). To jedna z substancji, która pozwala organizmowi mniej się degenerować. Jest też wiele innych, w tym takie, które działają same - skwalen, amigdalina,... One nie są nam konieczne do życia w danym momencie, ale w dłuższym horyzoncie czasowym mogą nam je uratować.

Oto, przyczyny naszego jedzenia, bardzo uproszczone i maksymalnie skrócone. Mam nadzieję, że to wyjaśnia trochę skomplikowanie całego procesu podtrzymywania życia i pozwala uświadomić sobie, że dieta to nie tylko "musisz zachować dobry bilans makroskładników i pamiętać o mikroskładnikach". Nie, nie, nie.


Zależności - z czym to się je?
Jak to z czym? Paliwo 1. je się z takim samym paliwem, a paliwo 2. z takim samym paliwem 2. Naprawdę nie wiem, czemu tak prosta zasada, jak niełączenie paliw, nie jest w stanie zalęgnąć się w dietetyce. O tym najważniejszym prawie metabolizmu energetycznego nie wie - bądź nie pamięta - prawie nikt. Dietetycy będą próbowali klientom wcisnąć pozbawione znaczenia gadanie o rzekomym uzależniającym działaniu sera żółtego i dziesiątki suplementów, ale o niełączeniu paliw nie wspomną. No to niech wspomni o nim chociaż Bylon.
Jak wspomniałem na początku, podstawowymi surowcami energetycznymi dla człowieka są tłuszcze i węglowodany. Węglowodany będą się spalać inaczej w obecności tłuszczów, a tłuszcze będą się spalać inaczej w obecności węglowodanów. Tutaj liczy się także proporcja.
Bardzo często proporcje liczy się dla całości dnia. Jest to całkowita bzdura, ponieważ dopuszcza spożywanie w każdym posiłku po kolei błędnej proporcji węglowodanów do tłuszczów, a to ta w konkretnych posiłkach, a nie w bilansie całodniowym, jest kluczowa dla metabolizmu energetycznego. Krótko mówiąc, trzymając się teoretycznie prawidłowej proporcji w bilansie całodniowym, można sobie dostarczać niekorzystne/niezdrowe proporcje w każdym posiłku.
Nie łączyć paliw - co to właściwie oznacza? Ano oznacza, że nie można dopuścić do sytuacji, w której ilość energii czerpana z tłuszczów i węglowodanów będzie zbliżona. W tym miejscu warto przypomnieć, iż gram tłuszczów to 9 kcal, a gram węglowodanów to 4 kcal. Jeśli pomnożymy ilość węglowodanów w posiłku przez 4, liczba ta powinna być znacząco inna od liczby powstałej poprzez przemnożenie ilości gramów tłuszczu przez 9 kcal.
Z reguły mówi się o proporcji W:T minimum 5:1 dla posiłków węglowodanowych oraz proporcji maximum (używam tych pojęć w matematycznym znaczeniu, jak coś) 1:3 dla posiłków tłuszczowych. Można spożywać same węglowodany. Można spożywać same tłuszcze (to drugie jest nawet w pewien sposób wskazane). Można powiedzieć, że posiłki tłuszczowe wykazują mniejszą tolerancję węglowodanów, niż posiłki węglowodanowe tłuszczów.
Co się dzieje, kiedy paliwa łączymy? Dochodzi do wysoce niekorzystnych reakcji mających na celu spalenie i tego, i tego. Powstaje dużo za dużo ubocznych produktów i cały proces przebiega nie tak, jak byłoby dla nas najlepiej.


Różne oblicza podobnych związków, czyli wgłębiamy się w składniki energetyczne i wszystko znów się komplikuje.
1. Zemsta węglowodanów - odmienne imiona tego samego.
Węglowodany są związkami chemicznymi składającymi się - jak sama nazwa wskazuje - z węgla oraz "wody" (cudzysłów należy traktować bardzo serio), czyli wodoru i tlenu. Zazwyczaj proporcja wodoru do tlenu wynosi 2:1, czyli tyle samo, co w cząsteczce wody. Węglowodany to związki teoretycznie bardzo do siebie podobne. Jeśli spojrzymy na ich wzory sumaryczne, okaże się, że będą się one w bardzo wielu związkach pokrywały. Co więcej, wiele cukrów (cukry=sacharydy=węglowodany) to połączenie kilku (albo też kilku tysięcy) innych. To wszystko sprawia, że łatwo zlekceważyć temat, wychodząc z założenia, że to wszystko to samo. Tak też poczyniło społeczeństwo - zatrzymało się na etapie: złożone węglowodany dobre, proste węglowodany złe, kropka. W zasadzie, ciężko to stwierdzenie całkiem zanegować, ale tak duże uproszczenie jest po prostu naganne. Śpieszę z pomocą.
Pierwsze, co musimy sobie wytłumaczyć, to zjawisko izomerii. Najprościej: dwie cząsteczki o takim samym składzie atomowym mogą mieć zupełnie różną budowę i przez to zupełnie inne właściwości. Trochę dokładniej: każdy związek chemiczny opiera się o połączenia między atomami danych pierwiastków. Połączenia te, zwane wiązaniami, mogą przybierać różną formę i występować w różnych miejscach dla takiej samej grupy i ilości pierwiastków. Przykład dokładny zupełnie: związek C4H8, czyli węglowodór nazywany butenem, może wystąpić jako H3C-CH2-CH=CH2 (but-1-yn) albo H3C-CH=CH-CH3 (but-2-yn). Ilość atomów węgla taka sama, ilość atomów wodoru taka sama, ale położenie wiązania podwójnego inne. Jak nietrudno się domyślić, im bardziej skomplikowany związek, tym więcej możliwości izomerii. Dlatego glukoza i fruktoza to monosacharydy zupełnie różne - także w działaniu - choć C6H12O6 to wzór sumaryczny wspólny dla obu tych związków (galaktoza, czasem występujący monosacharyd, również legitymuje się tym wzorem sumarycznym).
Idźmy dalej. A dalej czekają dwucukry, czyli węglowodany złożone z dwóch cząsteczek monocukrów. Oczywiście najczęściej spotykane disacharydy to połączenie... glukozy i galaktozy bądź fruktozy. No kurczak. Właśnie doszło nam trochę nowych izomerów (C12H22O11) o zupełnie innych właściwościach w odżywianiu. Najpopularniejsza (fu!) sacharoza, czyli biały cukier (brązowy też - ten nie różni się od białego niczym oprócz koloru uzyskanego przez obecność melasy), jest połączeniem fruktozy i glukozy. Warto jeszcze wspomnieć o laktozie - galaktoza + glukoza - i maltozie, czyli dwóch cząsteczkach glukozy. Z tymi dwucukrami można się spotkać na co dzień, zgłębianie właściwości pozostałych zostawmy dociekliwym.
Nadszedł czas na polisacharydy, czyli wielocukry, stanowiące spolimeryzowane jednocukry. Prościej: bierzemy glukozę, dołączamy do niej glukozę i tak tysiąc razy. W ten sposób uzyskujemy polisacharyd - cząsteczkę powstałą z bardzo, bardzo wielu cząsteczek cukrów prostych, w tym wypadku skrobię. Węglowodany złożone są rozreklamowane najbardziej, trąbi się o nich wszędzie, często wspominając o nich w zupełnie nieprawidłowych sytuacjach. No dobra, wprowadzenie do cukrów za nami, czas na rozwinięcie.


...ciąg dalszy nastąpi. Będzie więcej przynudzania. Post będę w miarę możliwości edytował. Oczywiście zachęcam do zadawania pytań i dyskusji, ale nie gwarantuję, że będę miał wystarczające ilości czasu, aby tym wszystkim się zająć satysfakcjonująco szybko. Pozdrowienia!
#2

Fajny materiał ukazujący pewne podstawy o których jak słusznie zauważyłeś mało kto wie, Bardzo podoba mi się zwrócenie uwagi na Proporcje węglowodanów do tłuszczy w rozliczeniu najpierw każdego posiłku a dopiero później w rozliczeniu dobowym co jest bagatelizowane i pomijane zwłaszcza przez początkujących. Nie wystarczy w jednym posiłku dostarczyć np tłuszczy na cały dzień. Sam również chcę poruszyć trochę temat odżywiania jak znajdę wolną chwilę.

Pozdrawiam

Aby wymagać od innych, najpierw zacznij wymagać od siebie.
#3

Jestem fanem tłumaczenia wszystkiego jak pięciolatkowi i powiem szczerze, że wszystkie teksty o dietach bez konkretnych przykładów posiłków rozpisanych na czynniki pierwsze (co, dlaczego, jak łączyć, na co zwracać uwagę) ciężko mi cokolwiek zrozumieć. I nie chodzi mi o porady typu "chcesz być wielki to żryj stejki czy ryż z kurakiem" Tongue

Tak czy siak tekst bardzo przyjemny do czytania :o)
_____________________________________________________________________

Dosłownie parę dni temu naszły mnie dwie myśli. Ogólnie nie znam się na sprawach odżywiania organizmu więc może się to wydać idiotyczne, ale co tam, podzielę się.

Jako małe szkraby jesteśmy karmieni mlekiem matki i ogólnie papkami, zupkami, przecierami z jakiś tam warzyw czy owoców, a na starość podobnie wcinamy już jakieś papki, kleiki czy inne cuda w podobnych konsystencjach. Domyślam się, że jest to spowodowane brakiem uzębienia, ewentualnie nie do końca rozwiniętym układem pokarmowym bądź już schorowanym na stare lata, ale czy nie jest to lepsze dla organizmu, mniej drażniące, mniej wymagające od żołądka czy innych części układu pokarmowego w trawieniu czy w późniejszych procesach wykorzystywania makroskładników? Czy przyjmowanie pokarmów w takiej postaci przez całe życie nie byłoby bardziej odpowiednie pod względem długowieczności naszego układu pokarmowego? Domyślam się jednak, że ludzki organizm jest tak stworzony, że nie musimy mielić wszystkiego przed zjedzeniem, ale tak mnie jakoś naszło. Pomagać czy niech organizm sam sobie radzi ?

A druga myśl, ale to już typowo futurystyczna, ale kto wie jak będzie w przyszłości Tongue Czasem ludzie w szpitalach są "karmieni" kroplówkami. Wiadomo, że pogarsza się stan żył i robią tam jakieś zatory czy coś podobnego (nie znam się Tongue), ale czy nie ma możliwości wytworzyć pokarmu, wszystkich potrzebnych składników w jednym "woreczku" i wprowadzić do organizmu czy to właśnie przez kroplówkę czy inny bardziej przyjazny sposób? Człowiek by się nie musiał martwić czy do śniadania dorzucić trochę więcej tłuszczu czy jednak węgli, co z czym połączyć itp itd. Nie trzeba by było liczyć kalorii i kto ile czego potrzebuje by dzień spędzić aktywnie czy leniuchować bez tycia bądź niedowagi. Może i to by było pójście na łatwiznę, ale miałoby się pewność, że dostarczyło się wszystko czego potrzeba organizmowi. No ale chyba jeszcze nie ma takiej Buni co robi takie soki z gumijagód ... czy jest ?? :o)

Ile to durnych pytań może się urodzić w głowie jak człowiek wyjdzie na spacer przez park nocą :o)
#4

Brzydal, nie wiem jak z pierwszym pomysłem, ale w drugim zapomniałeś o jednej bardzo, ale to bardzo ważnej rzeczy - SMAK! Big Grin Tak szczerze to mam tę słabość, że czasami (często Big Grin ) wolę coś smacznego niż "zdrowego" Wink
#5

Przykłady posiłków też będą. Dzisiaj spróbuję coś napisać, jeśli po treningach zostanie czas.

Co do Twoich pytań:

1. W wieku niemowlęcym i wczesnodziecięcym są wskazane pokarmy delikatne czy też w ciekłym stanie skupienia ze względu na nie w pełni rozwinięty układ pokarmowy (w tym zęby). To nie jest tak, że dla dorosłego człowieka taki delikatny pokarm jest lepszy, bo jest delikatny. Przede wszystkim trzeba sobie uświadomić, że człowiek nie jest ani mięsożercą, jak próbują wmówić niektórzy zwolennicy diet czysto białkowych, ani roślinożercą, jak twierdzą weganie. Człowiek jest wszystkożercą - to jest całkowicie stuprocentowo pewne, ponieważ nasz metabolizm potrafi przetwarzać pokarmy pochodzenia roślinnego (oczywiście nie wszystkie) i pokarmy pochodzenia zwierzęcego (oczywiście nie wszystkie). To przystosowanie oznacza też zdolność do spożywania pokarmów w różnej formie. Zupy są super, ale mięcho też ma moc - to mielone i to niemielone. Nie ma żadnych podstaw, aby twierdzić, że "papka" jest dla ->człowieka zdrowego<- lepsza. Kiedy człowiek choruje i ma nie w pełni sprawny układ pokarmowy, ten stan rzeczy może się zmienić.
Zresztą zęby masz właśnie od tego, żeby w jakiś sposób "papkę" zrobić z jedzenia. Nie ma co ich wyręczać, bo jeszcze zardzewieją.

Jest jeszcze druga sprawa. Żołądek można przyzwyczaić do danego jedzenia, ale też od niego odzwyczaić. Bywają osoby z bardzo wydelikaconym układem pokarmowym - szczerze im współczuję, ale same się często do tego doprowadziły. Wieczne wyręczanie układu pokarmowego to jak życie z wiecznie założonymi stabilizatorami na wszystkie stawy - organizm człowieka psuje się, kiedy za bardzo próbujemy go wyręczyć. Tak też będzie z żołądkiem, który odzwyczaimy od wszechstronnej pracy.
To nie oznacza, że trzeba jeść wszystko, bo są pokarmy, które po prostu dla człowieka są złe. Natomiast nie można się bać jeść rzeczy, które są dla człowieka dobre. Niektórzy nie jedzą w ogóle warzyw i po warzywach mają problemy. Inni panicznie boją się tłustego mięsa i żołądek im po jego zjedzeniu wariuje. To nie problem z pokarmem, tylko z organizmem.
(Nie piszę to o alergiach pokarmowych, bo to zupełnie inna kwestia).

Co do Twojego drugiego pytania, to myślę, że jakbyś się wczytał w mój pierwszy post, znalazłbyś odpowiedź. W naszym świecie są prawie nieskończone ilości substancji, których na pewno nie poznaliśmy i nie rozumiemy w całości. Dlatego człowiek nie może tworzyć w 100% pełnowartościowego jedzenia syntetycznego. Nie umie oddać wszystkich zależności, jakie zachodzą w jedzeniu naturalnym, nie odwzoruje procesów, które sprawiają, że pokarm wygląda tak, jak wygląda. Ciągle pojawiają się nowe super pomysły na coraz lepsze, nadzwyczajne rozwiązania mające zupełnie zmienić rynek żywności... ale to wszystko się nie sprawdza tak, jak ma się sprawdzać. Niektóre suple są spoko, ale nie zastąpią nam mądrej diety. Część białeczek ma świetny aminogram, ale brakuje w nich setek innych, życiodajnych substancji.
Jak dla mnie: czysto syntetyczna żywność jest okej, ale tylko jako uzupełnienie, dodatek, urozmaicenie. Pierwsze należy bazować na produktach naturalnych. Możliwe, że w przyszłości człowiek naturalną żywność zastąpi syntetyczną (to już się dzieje: choćby cukier zamiast miodu), ale to będzie jego błąd.
#6

(2015-01-17, 17:20)Wylfryd napisał(a):  Brzydal, nie wiem jak z pierwszym pomysłem, ale w drugim zapomniałeś o jednej bardzo, ale to bardzo ważnej rzeczy - SMAK! Big Grin Tak szczerze to mam tę słabość, że czasami (często Big Grin ) wolę coś smacznego niż "zdrowego" Wink

Smak to chyba tylko kubki smakowe i po trochu węch. W stanach jest mania bekonu, więc są nawet gumy do żucia w takim smaku :o) myślę, że nie byłby problem żeby zrobić gumę w smaku Twoich ulubionych, niezdrowych potraw i porzuć sobie "dla smaku" a zaaplikować sobie syntetyczne witaminy i inne takie Tongue Tongue

@Bylon

Zgadzam się w 100%, jak to ktoś tutaj ma w podpisie "Lepiej zużywać się niż rdzewieć" Tak tylko rzuciłem co mi się w głowie urodziło :o)

W takim razie z niecierpliwością czekam na przykłady + jakieś sugestie czego nie wcinać :o)
#7

Dopisałem początek części o węglowodanach. Jeśli jest za dużo wgłębiania się w chemię, to bardzo przepraszam, nie wiem, jak tam u Was z nią jest. Wydaje mi się, że to są rzeczy trywialne, ale to może mi się tylko wydawać.

Niestety nie mogę napisać całości na raz, to jest naprawdę dużo pracy i nawet napisanie takich krótkich podstaw, faktów o węglowodanach dość mocno absorbuje. Mam nadzieję, że jutro uda się coś dopisać,
pozdrowienia!
#8

ale po co przepisywac podreczniki i artykuly?
bardziej istotne sa doswiadczenia wlasne.

kp
#9

Bo po podręczniki mało kto sięgnie, a nie każdy jest na tyle zmotywowany, że jak sięgnie, to zrozumie, bo podręcznik z definicji jest naukowy, a nie popularnonaukowy, a żeby pojąć istotę diety NAJBARDZIEJ PODSTAWOWE podstawy biochemii trzeba znać. A w artykułach prawie nigdy nie ma pełni prawidłowych informacji.
#10

Ja uważam ze więcej jest wart dobrze streszczony materiał, niż przeczytanie całej ksiązki , dla laika, lub kogoś kto sie tym interesuje tylko pobieżnie - bo nie mozna być perfekcjonistą we wszsytkim - umiesz wszystko= nie umiesz nic , tak uważam. I jest to fajna alternatywa dla czytania długich opisów, po drugie, ciężko o fajne książki dla kogoś spoza środowiska bez wydawania kasy, zreszta i do tego jest cała mas książek o żywieniu zaiwerająca sterty głupot. Pozatym dla kogos kto ma pewień przekrój wiedzy tego typu notki mogą służyć jako pewnego rodzaju pomoce w celu utrwalenia wiedzy badź przypomnienia pewnych szczegółów.
Pozdrawiam

Aby wymagać od innych, najpierw zacznij wymagać od siebie.


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości